niedziela, 31 stycznia 2010

Pożegnanie z Australią

Wielkoszlemowy Australian Open 2010 zakończony. Przez dwa tygodnie nie brakowało emocji i ciekawych spotkań, zdecydowanie jednak nie był to turniej aż tak dobry, jak ten przed rokiem.
W ramach obowiązku wspomnę, że tytuł zdobył Roger Federer po zakończonym niedawno finale z wciąż jeszcze zbyt słabym Szkotem Andym Murrayem. Trzy sety wystarczyły.
Jak sprawowali się moi faworyci w tym roku na Melbourne Park? Popatrzmy.

Stefan Koubek- austriacki weteran spełnił swoje zadanie, dochodząc do trzeciej rundy, gdzie oczekiwanie przegrał z Verdasco, niestety przez krecz po pierwszym secie.

Denis Istomin- wspaniałe zaskoczenie! Uzbek rozniósł w pierwszej rundzie Jeremy Chardy, oddając mu zaledwie 4 gemiki. Potem także łatwo pokonał niezłego Niemca Berrera. W meczu z trzecim tenisistą turnieju,Serbem Djokovicem niestety nie miał szans. Start należy uznać za niezwykle udany.

Lukasz Lacko- Fatalne losowanie, już w drugiej rundzie trafił na Rafaela Nadala. Trudno cokolwiek powiedzieć o meczu, w którym Słowak spodziewanie wygrał zaledwie 6 gemów.

Jo-Wilfried Tsonga ; mój najbardziej mainstreamowy (:D) ulubieniec. Doszedł aż do półfinału, choć moim zdaniem niepotrzebnie wdawał się w niezwykle męczącą pięciosetówkę z jednym z najmniej ziemniaczanych Hiszpanów- Nicolasem Almagro. Konsekwencją tego „szaleństwa” i wyczerpującej gry z Djokovicem było fatalne spotkanie z Federerem,przegrane 2-6,3-6 i 2-6.

Philipp Kohlschreiber- w trzeciej rundzie przyszło mu się zmierzyć z Nadalem. Set co prawda urwany, ale gra obdarowanego kosmicznym wręcz talentem Niemca pozostawiała jednak nieco do życzenia.

Łukasz Kubot- Polaka zostawiłem sobie na deser, a to dlatego, że należy go wyróżnić- grał w melbourneńskim debiucie najlepszy tenis w życiu. Po dwóch w miarę łatwych zwycięstwach uśmiechnęło się do Łukasza szczęście- bardzo trudny rywal, Michaił Jużny wycofał się z pojedynku z naszym tenisistą. Potem przyszło spotkanie z Djokovicem. Niby 6-1 6-2 7-5 dla Serba, ale należy podkreślić, że mecz nie był nawet w części tak jednostronny jak na to wskazuje wynik. Kubot imponował wspaniałym wolejem, wykorzystywaniem geometrii kortu i zagraniami technicznymi. Śmiem twierdzić, że gdyby tylko serwis Polaka był choć odrobinę lepszy, mielibyśmy czterosetówkę.

Owocem wspaniałej gry naszego najlepszego tenisisty jest fakt, że w poniedziałek pierwszego lutego powitamy go najprawdopodobniej w Top 60!

To tyle na temat Australii. W następnym tygodniu panowie grać będą turnieje ATP w Johannesburgu, Zagrzebiu i Santiago. Relacje powinny pojawić się na Dropszocie. Zapraszam do czytania.

Ps. Kolejny Rosjanin przeszedł „na ciemną stronę mocy”, czytaj-do reprezentacji Kazachstanu. Tym razem jest to Jewgienij Koroliew, bardzo dobry następca Marata Safina, typowy „zabijacz piłek” (czyli jak lubią mawiać Amerykanie „ballbasher”). Nie wiem jak was, ale mnie ta „eksportowa” taktyka kazachskich działaczy sprzymierzonych z Szamilem Tarpiszewem bulwersuje. Piszcie, co na ten temat sądzicie.

2 komentarze:

  1. Federer wygrał z Tsongą 6:2,6:3,6:2 a nie 6:3,6:2,6:3 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezbyt duży błąd, ale dziękuję za zwrócenie uwagi :-)

    OdpowiedzUsuń