czwartek, 22 stycznia 2009

Występy moich faworytów na Australian Open 2009

Tytuł mówi wszystko. A zatem jedziemy :

Denis Istomin- występował tutaj z dziką kartą. W pierwszej rundzie gładko ograł weterana, Vincenta Spadeę. Niestety, nie miał zbyt wiele do powiedzenia w meczu z Richardem Gasquetem.

Stefan Koubek- Austriak korzystał z tzw. zamrożonego rankingu, czyli swojego rankingu przed kontuzją (niedyspozycja musi trwać sześć miesięcy, by taka opcja była możliwa). W pierwszym meczu sprawił dość sporą niespodziankę, eliminując gładko, łatwo i przyjemnie bardzo dobrego Rosjanina, Michaiła Jużnego . Wszystko trwało trzy sety i niewiele ponad półtorej godziny. W starciu z Gaelem Monfilsem, świetnie grającym w ostatnich tygodniach Francuzem rozstawionym z dwunastką nikt nie dawał mu żadnych szans. Tymczasem Stefan zagrał naprawdę dobry mecz. Niestety, wystarczyło to tylko na seta, Monfils popełniał mniej błędów, był cierpliwszy. Skończyło się na 4/6 6/3 3/6 2/6 patrząc od strony Stefana.

Adrian Mannarino- półfinalista z Metz grający tutaj z dziką kartą już w pierwszym meczu został zmiażdżony przez będącego w świetniej formie Fernando Verdasco 6/0 6/2 6/2 i trwało to ledwie 86 minut.

Frank Dancevic- kanadyjskiego lucky losera mogliście dogłębnie poznać dzięki jednemu z pierwszych moich postów na tym blogu. W Melbourne musiał zagrać z bardzo groźnym Jamesem Blakiem. Frankie starał się, walczył, biegał do wszystkiego, ale myślę, że to jednak niestety różnica poziomu. Skończyło się na 6/4 6/3 7/5 dla Amerykanina. Mam jedną smutną refleksję. Kanadyjczyk zagrał zupełnie inny tenis, niż zwykle. Jeszcze bardziej oparty na serwisie i forhendzie. Brakowało mi jego charakterystycznego luzu i ośmieszających rywala dropszotów, także ekwiblirystycznych defensyw. Mam nadzieję, że Kanadyjczyk nie był w stanie z siebie wykrzesać tych 100% w czwartym meczu, który przyszło mu zagrać na kortach Melbourne Parku.

Ernest Gulbis- oj, Erneściku… W pierwszej rundzie rozgromił kiepsko grającego na hardzie Alberta Montanesa. Z Andrejewem zapowiadał się trudny bój. Przegrał pierwsze dwa sety 6/4. Później było 7/5 6/3 dla niego. Prowadził też 4/2 w piątym secie, ale przegrał wszystkie kolejne gemy. Przypomina mi to mecz z Andym Roddickiem na ubiegłorocznym US Open, gdzie miał wyraźną przewagę, ale sfrajerzył (mówiąc elegancko- przestraszył sięprzegranej). Łotysz jest niewątpliwie bardzo utalentowany, ale z takimi jak Andrejew powinien zacząć wygrywać.


Jo- Wilfried Tsonga- Francuz wygrał gładko z Monaco, trochę pomęczył się z Ivanem Ljubicicem. Chorwat nie wytrzymał jednak fizycznie, skończyło się na czterech setach dla Jo. W trzeciej rundzie zmierzy się z utalentowanym Dudim Selą z Izraela.

Philipp Kochschlreiber- występ w jego własnym stylu. Wygrał w przekonywującym stylu z Querreyem. Z Santoro miała być najwyżej czterosetówka. Tutaj mieliśmy pięć partii i na dodatek- o zgrozo!- koniec końców mecz wygrany został przez Francuza! Brakowało mi regularności u Kohliego, ale w sumie zagrali jak dotąd najpiękniejszy mecz turnieju.

Bjorn Phau- niestety, kompletna kompromitacja Niemca. W pierwszej rundzie zagrał z australijskim juniorem, Brydanem Kleinem. Nie muszę dodawać, że ten mecz powinien wygrać najdalej w czterech setach. Tymczasem to Klein okazał się lepszy! Duża szkoda, ale trzeba się przyzwyczaić, że Bjorn jest bardzo chimerycznym graczem.

Ivan Navarro- Tu trudno mówić o jakimkolwiek występie. Został łatwo ograny przez Marata Safina. Jedyne, czym zapisał sięw pamięci kibiców na Hinsense Arena to swoimi odważnymi akcjami typu serve & volley.

Postaram się codziennie coś skrobnąć na temat Australian Open.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz